Zawsze wyjścia są dwa, te drogi masz do wyboru –
mówią malarze prawdy, mistrzowie dwóch kolorów.
Chyba już tutaj bylem, dziś jutro pojutrze wczoraj
czasu nie marnuj, wybieraj, żyj lub umieraj.
Pogubię myśli biegnąc zwinnym krokiem w przyszłość
jak już ucieknę stąd znów je pozbieram.
Sięgam wyżej, witraże pokrył lepki pył
złote ołtarze, artysty podpis czas już zmył
kiedyś się skrył tu porządek, dotyk czułej dłoni
dziś magazyn broni, generał przy mikrofonie
pokój swój wam daje nie proszę o nic w podzięce
dobre intencje czyste ręce.
Subtelnym gestem drzazgę wbijasz w serce.
Pokory więcej nęcę drzew szelestem.
Jestem protestem w ramie twej woli testem,
zniszczenia w planie, architekt postawił kreskę
z kurzu tej ziemi freskiem, co stóp naszych pamięta dotyk,
ciała splątanie umysłu słodki narkotyk,
pamięta twych oczu moc zaklętą spokojem
jeszcze zanim było moje i twoje.
Wracam znów, po bitwie został lepki pył.
Chciałem już uciec, znów robię dwa kroki w tył
mózgu klepki zlepki paplanin kolebki, treści mieści
każdy tekścik wierz mi bierz i nieść to zechciej w świat
opowieści dźwięk i sęk z drzewa co zbiera
życie przez sieć korzeni pęk w końcu umiera.